Jeśli chcesz dowiedzieć, jakie toksyny są wokół Ciebie każdego dnia i jak zmniejszyć z nimi styczność, to koniecznie posłuchaj poniższego wykładu.
DARMOWE SZKOLENIE
Jak odzyskać dawne ciało po urodzeniu dzieci i wyglądać fantastycznie?
Pani Katarzyna Lewkowicz-Siejka w bardzo prosty sposób opowiada o tym niepopularnym zagadnieniu.
Z jej wystąpienia dowiesz się między innymi:
* Jakie owoce i warzywa gromadzą najwięcej pestycydów, a które najmniej.
* Które zabawki lub butelki są toksyczne.
* Jakie składniki w kremach zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci są destrukcyjne dla zdrowia.
* Jak zmniejszyć ilość szkodliwych substancji podczas przygotowywania posiłku.
* I wiele innych ciekawostek.
Wykład pomoże nam uświadomić sobie rangę problemu. Lecz pani Katarzyna nie pozostawia nas samych z tą trudną sytuacją, a proponuje pewne rozwiązania, które pomogą zmniejszyć ilość niebezpiecznych substancji w naszym otoczeniu i organizmie.
Jest to fragment wykładu Pani Katarzyny Lewkowicz-Siejki
pod tytułem:
Toksyny wokół nas
Książka, na której między innymi oparłam wykład to „Mordercza gumowa kaczka” (autorzy: Rich Smith, Bruce Lourie).
Jesteśmy pokoleniem ludzi wystawionych na działanie trujących chemikaliów niestety już od poczęcia. We krwi pępowinowej noworodków wykrywa się 200-300 substancji toksycznych.
2/3 tych substancji powodują zaburzenia hormonalne, a co za tym idzie oczywiście szereg chorób.
Toksyny dostają się do naszych organizmów nie tylko z jedzeniem, piciem i powietrzem.
Toksyny dostają się również poprzez odzież, garnki, patelnie, butelki dla niemowląt, meble, materiały budowlane, zabawki, urządzenia elektroniczne, kosmetyki. To tylko część wymienionych przedmiotów i produktów, które mają na nas zły wpływ ze względu na to, co zwierają.
Jeśli chodzi o kosmetyki, to szacuje się, że przeciętna kobieta, rozpoczyna dzień od nałożenia na swoją twarz, ciało i włosy, 126 różnych substancji chemicznych zawartych w 12 różnych produktach.
Tak rozpoczynamy dzień – balsam do ciała, tonik, mleczko, szampon do włosów, różne kremy…
W największej na świecie bazie związków chemicznych, Amerykańskiego Stowarzyszenia Chemików widnieje aż 50 milionów chemicznych związków.
Tyle jest tych związków zarejestrowanych. Część z tych związków jest oczywiście toksyczna, część jest bardzo toksyczna.
Rocznie stykamy się z 72 tysiącami chemikaliów.
Kobiety pracujące w domu mają o 54% wyższą zachorowalność na raka, niż te, które pracują poza domem. Tutaj chodzi o lotne związki z detergentów, czyli wszystko, co używamy do sprzątania mieszkań.
To są dane z dokumentalnego filmu amerykańskiego: „Sprzątanie – toksyczna obsesja”.
Według prowadzonych od 2005 roku w Kanadzie badań znanych pod nazwą „Toxic Nation”, czyli toksyczny naród, wszyscy jesteśmy w większym lub mniejszym stopniu ofiarami chemicznego zakażenia.
Ten projekt polegał na badaniu krwi i moczu na obecność 130 szkodliwych substancji u ludzi w różnym wieku, z różnych rejonów geograficznych z różnych warstw społecznych, o różnym pochodzeniu etnicznym. Projekt ten dowiódł, że nasze środowisko jest tak bardzo skażone chemikaliami, że obecnie tkwimy w nim, jak to nazwano w „gęstym sosie”.
Jedna z badaczek Theo Colborn, współautorka bardzo znanej na amerykańskim rynku bestsellerowej książki „Nasza skradziona przyszłość” pisze tak: „Dziecko, które dziś przychodzi na świat, najprawdopodobniej będzie się musiało zmagać z którąś z następującej dolegliwości: ADHD, różnymi chorobami spektrum autystycznego, trudnościami edukacyjnymi, cukrzycą, otyłością, nowotworami wieku dziecięcego oraz wieku dojrzewania, zaburzeniami rozwoju genitaliów oraz z bezpłodnością. Co gorsza, takie schorzenia jak rak piersi, prostaty, choroby Parkinsona i Alzheimera dołączyły ostatnio do powyżej listy jako skutki ekspozycji płodu na toksyczne chemikalia.”
W 2006 roku podobne badania na lokalnych społecznościach przeprowadzili naukowcy w Stanach Zjednoczonych i podobnie jak w kanadyjskim projekcie okazało się, że skażony jest po prostu każdy.
Niezależnie od tego, w jakim mieszka rejonie, ile ma lat, jaki wykonuje zawód, jakie ma pochodzenie etniczne.
Dotknęło to nawet tych, którzy prowadzą ekologiczny styl życia.
Po przeanalizowaniu blisko 30 badań prowadzonych na całym świecie okazało się, że u badanych osób wykryto łącznie, jak to podsumowano, aż 500 różnych chemikaliów.
Jak takie toksyczne związki, z którymi spotykamy się na co dzień, wpływają na nasze zdrowie, postanowili przetestować na sobie dwaj Kanadyjczycy, to są autorzy książki, o której wcześniej wspomniałam – Rich Smith i Bruce Lourie.
Rich Smith – Doktor Nauk Przyrodniczych i dyrektor organizacji „Environmental Defence”, działacz ruchu na rzecz ochrony środowiska.
Bruce Lourie jest założycielem największej kanadyjskiej firmy konsultingowej z zakresu ochrony środowiska.
Wybrali oni 7 substancji, które są dziś, jak uznali, największym zagrożeniem dla nas, dlatego że liczba produktów, które je zawierają gwałtownie wzrosła, czyli mamy dużą styczność z tymi substancjami toksycznymi na co dzień.
Jak oni to badali?
Otóż przez tydzień, każdy z nich wystawiał swój organizm na działanie danej konkretnej substancji chemicznej.
Co ciekawe nie wystawiał siebie w sposób nadmierny, ale właśnie postanowili tak wystawiać swój organizm na te substancje, jak to ma miejsce w przypadku przeciętnego człowieka.
Jak to wyglądało?
Na przykład taka procedura tygodniowa lub dzienna, bo różne toksyny badali, wyglądała w ten sposób, że jedli kanapkę z tuńczykiem, na obiad zjedli stek z tuńczyka, pili kawę z plastikowych kubków, parzyli tę kawę w ekspresie, który wewnątrz ma poliwęglanowy wkład (większość dzbanków do kawy tak wygląda), obiad podgrzewali w plastikowym pojemniku w kuchence mikrofalowej, zamówili sobie firmę czyszczącą dywan, impregnującą kanapę, włączyli do kontaktu jakiś elektroniczny odświeżacz powietrza, wcierali w siebie różne balsamy i kosmetyki w takim stopniu, w jakim na co dzień to się robi.
Regularnie popierano od nich próbki krwi i moczu. Badano je w laboratorium. Zebrali wywiad z wieloma naukowcami, którzy mieli do czynienia z badaniami tych toksyn.
Okazało się, że wyniki badań za każdym razem, czyli w przypadku każdej kolejnej substancji chemicznej, wskazywały na niepokojący wzrost tych substancji w ich organizmach.
Cały ten eksperyment, który na sobie zrobili i wnioski zwarli w książce „Mordercza gumowa kaczka” napisanej bardzo ciekawie.
Przebadali oni kilka substancji i tym kilku substancjom chciałam się przyjrzeć.
Ftalany
Zacznę od ftalanów.
Cóż to są ftalany?
60% produkcji ftalanów przeznacza się jako środki zmiękczające plastik. Inne znajduję swe zastosowanie w kosmetykach i środkach higieny osobistej. One ułatwiają przenikanie kremów w głąb ciała i pomagają utrzymać aromat. Niemalże wszystkie balsamy i kremy zawierają ftalany. Wszystkie, które mają w składzie: „perfume” albo „fragrance”.
Z badań wynika, że w organizmie każdy z nas ma niestety mocno podwyższony poziom tych ftalanów.
Dlaczego ftalany są groźne?
Doktor S. Swan wykładowczyni na Wydziale Położnictwa i Ginekologii Uniwersytetu Rochester w Nowym Jorku, badała kobiety w ciąży i matki oraz ich dzieci na terenie całych Stanów Zjednoczonych.
W 2005 roku opublikowała artykuł dotyczący wpływu ftalanów na ludzkie zdrowie.
Zespół defektów, jakie ftalany wywołują u chłopców, nazwała „demaskulinizacją”, tutaj chodzi o takie objawy jak niepełne zstąpienie jąder, słabo wykształcona moszna, niewielki rozmiar penisa. Wcześniej naukowcy zaobserwowali już u części mężczyzn tak zwany „syndrom dysgenezji jąder”, chodzi o rak jądra, spodziectwo, obniżenie jakości nasienia, brak jednego lub dwóch jąder w mosznie.
Powiązali te wszystkie objawy z ekspozycją w okresie płodowym na działanie chemikaliów, w tym na działanie ftalanów.
Jeżeli dziecko w łonie matki styka się z tymi ftalanami, czyli jak matka styka się z ftalanami, to niestety istnieje ryzyko, że u chłopców wystąpią takie zagrożenia hormonalne.
Dr Swan dowiodła, że „demaskulinizacja” może wystąpić już przy stężeniu ftalanów, jakie ma 1/4 kobiet w Ameryce.
Kolejne badania, w jakich brała udział, dotyczyły ftalanów w moczu niemowląt. Wykryto je u 80% badanych niemowląt. Okazało się, że te niemowlęta miały ciągłą styczność z kosmetykami dla dzieci: z pudrami, zasypkami, kremami, a także szamponami zawierającymi ftalany.
Innym źródłem ftalanów są gumowe zabawki. Stąd zdjęcie gumowej kaczki na okładce książki. Tymi kaczuszkami bawią się wszystkie niemowlaki. Oczywiście to nie muszą być tylko kaczuszki.
Badania na obecność ftalanów w organizmach dzieci przeprowadzone w Kaliforni, wykazały, że przekraczają u nich poziom bardziej niż u dorosłych poddanych testom.
Substancje te mogą się przemieszczać, przechodząc z przedmiotów na ręce dzieci, a dzieci ręce wkładają do buzi, więc to przenikanie ftalanów jest większe niż u dorosłych.
Ftalany mogą wnikać też do kurzu. Dziecko przecież raczkuje, bawi się na podłodze i ta styczność może być większa niż w przypadku dorosłych.
Ftalany mogą przenikać do organizmu z żywności.
A skąd ftalany w tej żywności?
Z opakowań. Chodzi o folie, plastikowe opakowania i butelki, także mogą się dostać podczas pakowania z winylowych rękawic pracowników, którzy pakują żywność w zakładach spożywczych.
Coraz więcej badań dowodzi związku między ftalanami w środowisku naturalnym a rosnącym odsetkiem zachorowań na raka piersi i inne choroby.
Te hormonalnie aktywne substancje, są odpowiedzialne w pewnym stopniu za wcześniejsze osiąganie dojrzałości dziewczynek. Im wcześniej dojrzeje dziewczynka, tym jej organizm jest dłużej narażony na działanie estrogenów, stąd wzrasta ryzyko raka piersi.
I właśnie u dziewczynek z problemem przedwczesnego rozwoju piersi wykryto większe stężenie ftalanów.
Naukowcy z Teksasu dowiedli, że ftalany są odpowiedzialne za zaburzenia pracy mózgu zarówno u dzieci, jak i u dorosłych.
Jak jest rada na to wszystko?
- Te produkty, o których tutaj mówiłam i których da się uniknąć, należy najlepiej wyłączyć lub ograniczyć w codziennym życiu.
- Jeśli jakieś zabawki kupujemy dzieciom, to dobrze, żeby to nie były zabawki gumowe zawierające ftalany. Na rynku są ponoć zabawki, które ftalanów nie mają. Po prostu trzeba się zorientować i o to pytać. Firmy, które produkują zabawki, a nie mają tych toksycznych, chemicznych substancji to się po prostu tym chwalą. I na opakowaniach i ich stronach internetowych są takie informacje.
- Jeśli chodzi o kosmetyki, to trzeba czytać składy. Ale w klasycznych kosmetyka prawie we wszystkich będą ftalany, czyli zapachy. Należy kupować albo kosmetyki, które mają napis „fragrace free”, albo kupować kosmetyki ekologiczne, dlatego że one na pewno nie mają substancji toksycznych, bo nie tylko ftalany są substancjami toksycznymi w kosmetykach.
Teflon
Druga substancja, która jest nam nieprzyjazna to wszechobecny teflon.
„Teflon jest wszędzie.” Tak brzmi slogan reklamowy firmy produkującej teflon. I w tym cały problem. Dlatego że teflonu na pewno nie powinno być we krwi 98% Amerykanów. Nie powinno być teflonu w ciałach fok obrączkowych pływający w Arktyce.
Nie powinno go być u niedźwiedzi polarnych. Niestety rzeczywiście teflon jest wszędzie.
Teflonem i pokrewnymi mu związkami perfluorowanymi (PFC), czasem na garnkach czy patelniach są takie oznakowania, pokrywa się tymi związkami patelnie i żelazka.
Substancje te znajdziemy także w pudełkach do pizzy, myszach komputerowych, kosmetykach, środkach plamoodpornych, ubraniach, dywanach oraz kuchenkach i blachach do pieczenia.
Jednym z groźniejszych dla środowiska związków PFC jest produkowany przez ten koncern kwas perfluorooktanowy (PFOA). Ten skrót jest często wypisywany na opakowaniach producentów, którzy nie mają tego związku, ponieważ chwalą się tym, że tych szkodliwych związków nie ma np. „nie zawiera PFOA”.
Dlaczego ten kwas perfluorooktanowy jest taki groźny?
Ponieważ nic nie jest go w stanie rozłożyć ani kwas żołądkowy, ani światło słoneczne.
Liczni naukowcy uważają go za substancję powodującą wady wrodzone, zaburzenia rozwojowe i hormonalne, a nawet podwyższony poziom cholesterolu.
Amerykańska Agencja Środowiska zaliczyła ten związek do potencjalnych kancerogenów.
Powłoka teflonowa naszej patelni potrafi zabić kanarka. Układ oddechowy tych ptaków jest niesłychanie wrażliwy i po prostu nie radzi sobie z oparami unoszącymi się z podgrzewanych patelni, różnych kuchennych sprzętów, podgrzewanych do wysokiej temperatury.
W płucach kanarka dochodzi do krwotoku. Ten syndrom jest znany od ponad 40 lat. Nadano mu nazwę „toksykoza teflonowa”.
Na terenie Kanady i Wielkiej Brytanii zanotowano wiele incydentów masowego padania ptaków w pobliżu fabryk produkujących teflonowe nieprzywieralne powłoki.
Szukając odpowiedzi, czy dla ludzi też te opary są groźne, przeprowadzono doświadczenia na zwierzętach, które są mniej wrażliwe, czyli na gryzoniach.
Za każdym razem patelnia podgrzana do 420 stopni Celsjusza zabijała grupę szczurów i za każdym razem trwało to od 4 do 8 godzin.
Producenci tych nieprzywieralnych powłok teflonowych twierdzą, że do rozkładu termicznego dochodzi w temperaturze od 200 do 290 stopni Celsjusza, natomiast trujące opary zaczynają się wydzielać powyżej 360 stopni Celsjusza. I to jest prawda. Natomiast twierdzą też, że w normalnych warunkach domowych takiej temperatury nie osiągamy. I to już nie jest prawda.
Wykonano badania na zlecenie organizacji „Environmental Working Group”, to jest duża organizacja ekologiczna walcząca z zatruciem planety. Badania te wykazały, że w niecałe 5 minut patelnia potrafi się rozgrzać do 370 stopni Celsjusza na zwykłej elektrycznej kuchence działającej z pełną mocą.
Nieprzywieralna blacha w piekarniku, na którą często skapuje tłuszcz podczas pieczenia, jest się w stanie rozgrzać do ponad 500 stopni Celsjusza. I przy takich temperaturach następuje dekompozycja powłoki teflonowej i uwalniają się szkodliwe gazy, takie jak na przykład perfluoroizobutylen, gaz spokrewniony z fosgenem, czyli gazem paraliżującym stosowanym podczas II Wojny Światowej.
W okolicy Parkersburga w Stanach Zjednoczonych, gdzie działają zakłady chemiczne firmy DuPont, producenta tych teflonowych powłok, jest skażona woda i gleba tymi związkami PFOA.
Niedawno, bo na początku XXI wieku doszło do jednego z największych procesów i pozwów zbiorowych.
Podobną sytuację jak w Parkersburgu pokazuje film Erin Brockovich z Julią Roberts, która odkrywa aferę i nieuczciwość pewnego koncernu i jego wpływ na mieszkańców.
I podobny proces i podobny skandal miał miejsce w Parkersburgu.
Mieszkańcy Parkersburga cierpią na nowotwory, wady wrodzone, autyzm, astmę.
Do tego okazało się, że koncern ukrywał wyniki badań z 1981 roku, które potwierdzały, że u dzieci pracowników mających kontakt z PFOA zdarzają się wady wrodzone.
Ten proces zakończył się w 2005 roku ugodą.
Co możemy zrobić?
Teflonu niestety nie wyeliminujemy z naszych kuchenek. Natomiast możemy na pewno zmienić patelnie i garnki. A to na co dzień używamy. Polecam wymienić je na żeliwne, stalowe ewentualnie ceramiczne i emaliowane, ponieważ one są bezpieczne. Nie wydzielają takich oparów i związków. Im wysoka temperatura nie szkodzi.
Pestycydy
Na pewno wiadomo, że pestycydy nie są zdrowe i że mamy problem, bo nasze produkty rolnicze, owoce i warzywa zwierają sporo pestycydów.
Często nie zdajemy sobie sprawy, jak pestycydy działają na nasz organizm i lekceważymy zalecenia, aby kupować rośliny ekologiczne, żywności niepraskanej, niekoniecznie potrzebny jest certyfikat.
Często uważamy, że przecież każda żywność jest zatruta i nie ma sensu kupować ekologicznej.
Myślę, że teraz się zmieni nastawienie do rolnictwa naturalnego.
Otóż 70% zachorowań na nowotwory ma związek z zanieczyszczeniem środowiska i żywności. Musimy sobie zdawać z tego sprawę.
W Europie co roku umiera 100 tysięcy dzieci na choroby spowodowane złym stanem środowiska. Spada średnia wieku dzieci chorujących na raka. Naukowcy przestrzegają, że obecne pokolenie dzieci jako pierwsze we współczesnych dziejach jest w gorszej kondycji zdrowotnej i intelektualnej niż rodzice.
Nie wiem, czy widzieliście francuski film dokumentalny pod tytułem „Zanim przeklną nas dzieci”. Jest to film, który opowiada o pewnej historii francuskiego miasteczka, francuskiego burmistrza, który zrobił eksperyment. Wprowadził żywność ekologiczną do stołówek dzieci i rozpoczął też promowanie upraw ekologicznych w tym rejonie.
Duża część tego filmu jest poświęcona wypowiedziom naukowców, rodziców, rolników.
Okazuje się, że bardzo mało rodziców zwraca uwagę na to, czym karmi swoje dzieci. Tam to sprawdzono. Na zwyczajny posiłek dziecka czy dorosłego, typu ziemniaki, surówka, kotlet, jabłko, sałata, składa się cała gama dodatków na przykład: kadmu, ołowiu, azotynów, nitrytu, rtęci, pestycydów, wzmacniaczy smaku, przeciwutleniaczy, konserwantów.
Ta lista jest dłuższa, kiedy jest wymieniana w tym filmie.
Po zbadaniu produktów rolnictwa konwencjonalnego okazało się, że bardzo dużo tych związków chemicznych zawierają.
We Francji, która zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem zużycia pestycydów, zachorowalność na nowotwory wzrosła w ostatnim ćwierćwieczu o 93%. W przypadku dzieci, od 30 lat notuje się wzrost chorób nowotworowych o 1,1% rocznie. W ciągu ostatnich 50 lat jakość męskiego nasienia pogorszyła się o 50%. Obserwuje się wzrost problemów neurologicznych.
To są dane przytaczane w tym filmie.
DDT to był pestycyd używany w amerykańskich i nie tylko gospodarstwach przez 30 lat. Został on wycofany z użycia w 72 roku, gdy okazało się, jakie niesie zagrożenie dla zdrowia.
Choć minęły dziesięciolecia od jego wycofania, DDT jest wciąż wykrywany. Według badań z 2008 roku, mężczyźni u których wykryto ślady substancji DDE, to jest pochodna DDT, prawie dwa razy częściej chorują na raka jąder, w przypadku kobiet na raka piersi.
Ten fakt, że pestycyd, który znajdował się w powszechnym użyciu w Ameryce zaledwie przez 30 lat i ciągle po 40 latach od wycofania może powodować raka, jest taką poważną lekcją dla nas. Takie niosą ze sobą zagrożenia toksyczne substancje, które się długo utrzymują w środowisku.
Zespół medyków i naukowców przeanalizował ostatnio wyniki ponad 100 różnych badań pod kątem wpływu różnych pestycydów na zdrowie.
Wnioski z tego przeglądu badań zawarto w ich pracy.
Oprócz różnych rodzajów białaczki autorzy badań przypisywali pestycydom wywoływanie raka mózgu i prostaty.
Ten sam zespół następnie przeanalizował badania dotyczące poza nowotworowych działań pestycydów i okazało się, że zwiększają one ryzyko schorzeń neurologicznych, reprodukcyjnych oraz zmian genotoksycznych. Udokumentowano też związki między zastosowaniem pestycydów a występowaniem wad wrodzonych z przypadkami śmierci płodu, zaburzeniami rozwojowymi.
Kontakt z tymi substancjami z reguły zwiększał dwukrotnie poziom uszkodzeń genetycznych.
Jednym z najgorszych zagrożeń, jakie niosą ze sobą pestycydy, oprócz nowotworów jest ryzyko uszkodzenia mózgu dziecka.
Skala badań w tej kwestii jest imponująca.
Jakie wnioski płyną z tych badań?
- Nawet bardzo małe dawki pestycydów poniżej progu uznawanego za bezpieczny mogą uszkodzić mózg niemowlęcia.
- Efekty uszkodzenia neuronów w okresie niemowlęcym mogą dać o sobie znać dopiero w okresie dorastania albo nawet po osiągnięciu dojrzałości.
- Wśród negatywnych efektów zdrowotnych połączonych z działaniem pestycydów znajduje się wszystko, począwszy od zespołu nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD), autyzm, zaburzenia funkcji motorycznych, zaburzenia hormonalne i reprodukcyjne.
- Wady neurologiczne jest trudno wykryć i zidentyfikować za pocą dostępnych nam rodzajów badań.
Naukowcy zwracają też uwagę na jedną rzecz, że w przypadku pestycydów, jak i w ogóle toksycznych substancji, które mają działanie hormonopodobne jest problem, chodzi o przyjęcie zasady „progu”.
Ustalenia rzekomego bezpiecznego poziomu w organizmie człowieka, poziomu stężenia, poniżej którego substancję uznaje się za bezpieczną i w związku z tym dopuszcza do użytku.
Otóż hasło „to dawka określa truciznę”, jak twierdzą naukowcy, nie wpisuje się we współczesną toksykologię i endokrynologię.
Okazuje się, że w przypadku niektórych toksyn takie jak pestycydy hormonalne, nie można mówić o żadnym progu bezpieczeństwa.
To oznacza, że nawet najmniejsza dawka, ilość takiej substancji jest groźna dla zdrowia.
Autorzy książki „Mordercza gumowa kaczka” piszą: „Obecnie nie zmagamy się z chorobami, których przyczyny są jednoznaczne i oczywiste.
Toksyczne związki chemiczne mogą prowadzić do powolnej śmierci na przykład w wyniku raka, choroby Parkinsona. Albowiem te zdradliwe schorzenia pozostają bardzo długo w stanie uśpienia i potrafią się ujawniać dopiero po wielu latach. Inna możliwość to wywołanie przez toksyny bardzo trudnych do wykrycia problemów natury neurologicznej na przykład rozpoznanie związku przyczynowo – skutkowego pomiędzy kontaktem matki z pestycydami a późniejszymi problemami edukacyjnymi jej dziecka jest praktycznie niewykonalne.”
Jest w tym wszystkim i dobra wiadomość.
Badania przeprowadzone w 2007 roku wśród mieszkańców Kanady (badania przeprowadzone według tego samego projektu „Toxic Nations”) dowiodły, że u osób jedzącą zdrową żywność, organiczną żywność, a zwłaszcza u dzieci, poziom pestycydów w organizmie jest dużo niższy niż u przeciętnego konsumenta. Dlatego warto jest naprawdę iść w stronę tych niepryskanych czy ekologicznych roślin.
Organizacja „Environmental Working Group” przebadała 50 najpopularniejszych warzyw i owoców pod względem zawartości pestycydów. Takie badania też były prowadzone w Europie i podobne wyniki otrzymano.
Określono mianem „brudnej dwunastki” 12 roślin (owoców i warzyw), które są najbardziej zanieczyszczone pestycydami.
Na tej liście występują:
- jabłko,
- truskawki,
- winogrona,
- seler naciowy,
- brzoskwinie,
- szpinak,
- słodka papryka,
- nektarynki,
- ogórki,
- ziemniaki,
- sałata,
- jagody.
Więc jeżeli możemy, to te owoce i warzywa w pierwszej kolejności powinniśmy kupować ekologiczne.
Najmniej zanieczyszczone owoce i warzywa:
- słodka kukurydza,
- cebula,
- ananas,
- awokado,
- kapusta,
- groszek,
- szparagi,
- mango,
- bakłażan,
- kiwi,
- melon,
- słodkie ziemniaki (bataty, pataty, ziemniak amerykański),
- grejpfrut,
- arbuz,
- grzyby.
Czyli te produkty możemy bezpiecznie jeść i nie martwić się aż tak bardzo skąd pochodzą.
W 2008 roku przeprowadzono badania w Unii Europejskiej. I one wykazały nienotowane do tej pory w Unii rekordy zawartości pestycydów w badanej żywności.
Czyli ta zawartość pestycydów cały czas regularnie rośnie.
5 najczęściej spotykanych pestycydów było zaklasyfikowanych jako kancerogenne, mutagenne lub o działaniu destrukcyjnym dla równowagi hormonalnej.
Czyli jemy warzywa i owoce, ale staramy się zdrowe kupować, a szczególnie jeśli chodzi o dzieci, bo w ich przypadku zagrożenie jest dużo większe niż u dorosłych.
Bisfenol A (BPA)
Kolejna toksyczna substancja to bisfenol A (BPA).
Amerykańscy eksperci uczestniczący w narodowym programie toksykologicznym orzekli, że prawdopodobnie istnieje związek pomiędzy bisfenolem A a coraz częstszymi przypadkami zachorowań na raka piersi, prostaty, zaburzeniami genitalno-urologicznymi u małych chłopców, obniżeniem jakości męskiego nasienia, przedwczesnym dojrzewaniem płciowym u dziewczynek, cukrzycą, otyłością i zaburzeniami neurobehawioralnymi takimi jak ADHD.
Bifenol A jest szczególnie groźny dla dzieci. Niestety ta substancja jest obecna w każdym domu. I niemal każdy ma go w swoim organizmie.
Bisfenol A absorbujemy przez układ pokarmowy, przez skórę i oddychając.
Z badań CDC (Amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób) wynika, że skażonych bisfenolem A jest 93% mieszkańców USA, mimo że bisfenol A jest dość szybko metabolizowany i wydalany z organizmu, bo mniej więcej kilkanaście godzin.
Czyli jednorazowy kontakt nie jest groźny, bo za chwilę tego bisfenolu A nie mamy. A skoro występuje on u 93% Amerykanów, to znaczy, że jest stały kontakt z bisfenolem A, dlatego jest on cały czas w organizmie.
Jest to jedna z najbardziej rozpowszechnionych na świecie substancji chemicznych.
W Ameryce około 70% produkcji bisfenolu A trafia do fabryk plastików poliwęglanowych.
20% wykorzystuje się do wyrobu żywic epoksydowych.
Reszta ma inne zastosowanie.
Czym są te plastiki poliwęglanowe?
Plastiki poliwęglanowe są składnikiem butelek na wodę, butelek dla niemowląt, zabawek, szklanek, różnych przyborów i urządzeń kuchennych, szkieł do okularów, ekranów komputerowych, telefonów komórkowych, sprzętu medycznego.
Natomiast żywice epoksydowe znajdują swoje zastosowanie w sprzęcie sportowym, w samochodach i samolotach, materiałach elektro–izolacyjnych, wypełnieniach dentystycznych, a także puszkach do żywności tak zwane „konserwy” i napojów.
Bisfenol A w dużym stężeniu znajdziemy w powlekanym papierze tak zwanym papierze termicznym, tym na którym drukuje się faksy, paragony w kasach fiskalnych, bilety, na papierze recyklingowym. Zawiera go też farba drukarska, która jest używana w gazetach, jest również w wodach powierzchniowych. A więc możemy go wdychać z parą podczas kąpieli.
Wiele osób uważa, że jest to jedna z najgroźniejszych, jeśli nie najgroźniejsza, substancja chemiczna ogólnie dostępna na rynku konsumenckim.
Produkcja artykułów zawierających BPA w zasadzie idzie pełną parą, mimo że negatywny wpływ na zdrowie człowieka, jaki ma bisfenol A znany jest od dawna, bo wykryto to w latach 30-tych XX wieku.
Mimo to dla porównania zobaczmy, jak wzrasta produkcja:
w 1970 roku na rynek wypuszczono 45 milionów kilogramów bisfenolu,
w 2004 roku – 3 miliardy!
W 1997 roku dr Frederick Fonsal z Uniwersytetu w Missouri opublikował swoje badania, z których wynikało, że BPA charakteryzuje się wysokim stopniem toksyczności w bardzo niskich dawkach.
To była nowość naukowa, ponieważ wcześniej zawsze badano wysokie dawki BPA.
Wcześniej naukowcy nie prowadzili badań na niskich dawkach i nie zauważyli tego, że już w niskich dawkach jest już tak niebezpieczny.
Rok później inna badaczka, przez przypadek, jak to często bywa, wpadła na trop toksyczności BPA. Dr Path Haunt genetyczka ze Stanowego Uniwersytetu Waszyngtońskiego badała komórki jajowe normalnych i zmutowanych myszy. W trakcie eksperymentu wskaźnik zaburzeń u normalnych myszy nagle wzrósł z 1-2% do 40%.
Zaczęto szukać odpowiedzi, dlaczego tak się stało. Okazało się, że wszystkiemu był winien nowy detergent, którym myto poliwęglanowe klatki dla tych myszy i plastikowe pojemniki do wody. W wyniku kontaktu z wysokim pH tego preparatu klatka i pojemniki na wodę zaczęły wydzielać bisfenol A. Badania nad wpływem BPA na zdrowie myszy trwały jeszcze 5 lat i wyniki były niestety zatrważające. Okazało się, że substancja ta może przynieść uszczerbek na zdrowiu aż trzem pokoleniom jednocześnie.
Haunt poddała działaniu BPA ciężarne myszy w momencie, kiedy u płodów rozwijały się jajniki. Jajniki produkują zapas komórek jajowych wystarczających samicy do końca życia. Gdy te płody stały się dorosłymi myszami, 40% ich komórek jajowych uległo zniszczeniu.
Wielu naukowców prowadzi własne badania nad BPA. Dr Gail Prins z Uniwersytetu Illinois w Chicago, to jest specjalistka od nowotworu prostaty, dowiodła, że w pewnych warunkach BPA zwiększa podatność na raka prostaty.
Substancja ta może powodować uszkodzenia na poziomie molekularnym. Ona „przeprogramowuje” działanie gruczołu krokowego.
Dr Anna Soto ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Tufts też badała przez lata wpływ bisfenolu A tym razem na wykształcenie się nowotworu piersi.
I powiedziała tak: „Jak zaobserwowaliśmy nawet małe dawki tej substancji powodują u zwierząt zmiany przednowotworowe. Tak więc logicznie wnioskując, można przypuszczać, że także ekspozyjcja ludzkiego organizmu na działanie BPA zwiększa ryzyko zachorowania na raka w późniejszym okresie życia”.
Naukowcy zebrali wyniki z ponad 200 eksperymentów na zwierzętach, a także z ponad 200 analiz komórkowych i doszli do wniosku, że nie istnieje bezpieczny próg dla tej substancji. Czyli mamy podobną sytuację jak z pestycydami.
Nie ma bezpiecznej dla nas dawki, jeśli chodzi o BPA.
Jeden z autorów książki „Mordercza gumowa kaczka” Rick Smith, opisując wpływ na nasze zdrowie tych toksycznych środków, z którymi się na co dzień stykamy, posłużył się własnym ciałem, żeby zrobić na sobie pewne doświadczenie.
Chciał sprawdzić, w jakim stopniu podniesie się w jego organizmie poziom bisfenolu A na skutek styczności z przedmiotami codziennego użytku zawierającymi bisfenol A.
Przez jeden dzień pił napoje i jadł gotowe dania z puszek (wnętrze puszek jest wyściełane BPA). Jedzenie, które jadł, podgrzewał w mikrofalówce w plastikowych pojemnikach. Pił kawę z plastikowego kubka, a dokładniej z butelki dla niemowląt. Parzył tę kawę w poliwęglanowym ekspresie. Czyli nie robił nic pod to, co większość ludzi robi na co dzień.
Po zbadaniu krwi i moczu okazało się, że zaledwie po jednej dobie poziom BPA w jego organizmie wzrósł 7-krotnie!
Niemowlęta są szczególnie zagrożone BPA, ponieważ mają inny metabolizm niż osoby dorosłe. To tempo wypłukiwania BPA z ich organizmów jest dużo wolniejsze i systemy detoksykacji w przypadku niemowląt jeszcze nie działają w pełni.
Zatem dzieci uznano za najbardziej zagrożone BPA.
I tu jest dobra informacja w tym wszystkim. Komisja Europejska zakazała stosowania bisfenolu A w butelkach dla dzieci w 2011 roku.
Wcześniej to uczyniła Ameryka i WHO. Oczywiście ten trend „BPA free”, czyli wolny od BPA już dużo wcześniej trafił do Polski i od wielu lat można było produkty bez BPA kupić.
Jak mamy to rozpoznać?
Te produkty, które nie mają BPA, są opatrzone symbolem 05 BP, tutaj chodzi o ten trójkąt recyklingowy, który jest na spodzie plastikowych butelek.
Te które BPA zawierają powinny być oznaczone symbolami PC7, ewentualnie jeszcze mogą być takie oznakowania jak 03PVC lub 07O.
Oczywiście na produktach często jest napisane „BPA free” albo „wolny od BPA”. Producenci tym się chwalą, że ich produkt nie zawiera BPA.
Całkowite uniknięcie kontaktu z bisfenolem A nie jest w ogóle możliwe, ale można ten kontakt ograniczyć.
- Przede wszystkim nie gotujmy i nie podgrzewajmy jedzenia w plastikowych pojemnikach. Podgrzewanie plastiku, to jest najgorsza rzecz jaką możemy zrobić. Już nie mówiąc o tym, że w ogóle z kuchenek mikrofalowych nie powinniśmy korzystać, ale to jest już inny temat.
- Unikajmy dotykania paragonów fiskalnych, które odbieramy z kas, ponieważ przez skórę ten bisfenol A wnika. Najbardziej narażone oczywiście są kasjerki. Zaleca się takim osobom częste mycie rąk.
- Chrońmy wodę w butelkach plastikowych przed światłem słonecznym.
- Ograniczmy, a najlepiej wykluczmy z naszego menu napoje i jedzenie w puszkach. Większość puszkowanej żywności można kupić w słoikach. A szczególnie niebezpieczne są pomidory, przeciery w puszkach, z uwagi na kwas, jaki zawierają. I te pomidory i przeciery z puszek są bardzo toksyczne. Starajmy się kupować przeciery w szklanych opakowaniach.
Ołów
Jeszcze chciałam coś powiedzieć o neurotoksynach, a dokładnie o rtęci i ołowiu.
Naukowcy przestrzegają, że związki chemiczne występujące w naszym środowisku mogą wywołać cichą pandemię chorób mózgu.
Z pośród 5 substancji uznane za najbardziej szkodliwe dla naszego mózgu, szczególny niepokój wywołuje ołów. Jeszcze niedawno wykorzystywany był do produkcji rur wodociągowych. A swoje zastosowanie znajduje w produkcji akumulatorów, baterii, kabli, farb, a nawet szkła.
Okazuje się, że dzisiaj mamy go w organizmie 500 razy więcej niż nasi przodkowie.
Ołów wdychamy z powietrzem i pochłaniamy z jedzeniem.
Dzieci narażone na kontakt z ołowiem mają niższy poziom inteligencji.
Zdaniem naukowców stosowana do niedawna benzyna ołowiowa mogła zredukować liczbę ludzi z wyższym IQ aż o połowę.
Rtęć
Styczność z rtęcią niestety mamy, choć wydawało by się, że nie.
Od tego roku krematoria w Wielkiej Brytanii muszą być wyposażone w specjalne filtry, dlatego że dym z ich kominów uznano za groźną truciznę. Dlaczego? Okazało się, że zawiera rtęć, czyli jedną z najsilniejszych nam znanych neurotoksyn.
Rtęć atakuje komórki mózgowe. Jest odpowiedzialna między innymi za wady wrodzone, za stwardnienie rozsiane, za uszkodzenia nerek..
Ta lista schorzeń też jest bardzo długa.
Skąd rtęć w składzie dymów z kominów? Ze spalanych ciał, a dokładniej z plomb amalgamatowych. Amalgamat topi się w temperaturze 1000 stopni Celsjusza i te opary się wszystkie unoszą.
Wystarczy 1 gram rtęci, by zatruć wodę w jeziorze. A ile potrafimy mieć w buzi w plombach? 3 gramy. (…)
Amalgamat, którym się wypełnia nasze zęby wydziela stale opary rtęci. Rtęć paruje w temperaturze pokojowej. Paruje również natychmiast po umieszczeniu w jamie ustnej. Opary są wchłaniane przez błony śluzowe, przedostają się do płuc i w 80% do krwi. Amalgamat o powierzchni niespełna pół centymetra kwadratowego uwalnia 15 mikrogramów rtęci dziennie.
Wydzielanie rtęci jest znacznie większe przy tarciu, albo w wysokiej temperaturze, czyli wtedy kiedy szczotkujemy zęby, jemy i pijemy gorące napoje i jedzenie. Ten poziom uwalniania rtęci wzrasta aż 15-krotnie. Jeszcze gorzej jest, kiedy żujemy gumę, albo zgrzytamy zębami.
Jako neurotoksyna rtęć jest w stanie uszkodzić mózg, układ nerwowy oraz nerki. Może powodować drżenie, bóle głowy, bezsenność, problemy z pamięcią, nerwowość a nawet zaburzenia osobowości, zaburzenia autystyczne.
Oczywiście grupą najbardziej zagrożoną są sami dentyści.
W Polsce nie ma obowiązku informowania pacjentów o składzie amalgamatu. Obowiązek ten też nie dotyczy wobec dzieci i kobiet w ciąży.
Co zrobić z tymi plombami z amalgamatem, które już mamy?
Możemy usunąć plomby amalgamatowe i zastąpić inną plombą. Taki zabieg też jest niebezpieczny, bo ruszając rtęć powodujemy, że jej opary jeszcze bardziej się uwalniają i jakieś drobinki możemy połknąć.
Powinien to być dentysta przeszkolony w usuwaniu plomb amalgamatowych. Jeśli zabieg będzie źle przeprowadzony, to może on spowodować 4-krotny wzrost poziomu rtęci w organizmie, to jest duże ryzyko dla nerek czy mózgu.
Zasady przy tym zabiegu:
- Trzeba pamiętać, aby oddychać nosem a nie ustami.
- Dentysta powinien zastosować chłodzący natrysk wody, żeby zminimalizować opary rtęci.
- Na przyzębiach powinny być umieszczona pompa ssąca o dużej mocy, po to aby ona natychmiast usuwała pozostałości rtęci i jej toksyczne opary.
- Po usunięciu amalgamatu należy natychmiast umyć zęby.
- Dentysta powinien zmienić rękawiczki od razu po zabiegu.
- Po zabiegu powinno się umyć twarz i zdjąć ochronną odzież.
Rtęć jest wciąż wykorzystywana w lampach neonowych, w lampach fluorescencyjnych. Rtęć jest też w większości żarówek energooszczędnych.
Kolejnym problem z rtęcią dotyczy szczepionek.
Sprawa rtęci w szczepionkach była bardzo głośna i kontrowersyjna.
W zasadzie sprawa już została rozwiązana.
Jeden z amerykańskich portali, ujawnił dane, które jednoznacznie ujawnił związek rtęci czyli szczepionek z autyzmem.
To zostało potwierdzone. Prasa medyczna podała, po prawie dziesięciu latach starania się o ujawnienie tych informacji,
Tą osobą, która przez dziesięć lat starała się ujawnić te informacje jest profesor Uniwersytetu Simsona dr Brian Hooker – biolog, chemik, zajmuje się biotechnologią przemysłową, inżynierią chemiczną, biologią molekularną, inżynierią biochemiczną.
Skąd jego zainteresowanie tym?
On ma 15letniego syna chorego na autyzm. I on od 10 lat walczył o to, aby zostały ujawnione wszelkie dane i wszelkie badania na ten temat. Sam nie mógł wiele zdziałać, ale w momencie kiedy otrzymał wsparcie senatorów, słynne CDC musiała ujawnić dokumenty dotyczące badań nad wpływem szczepionek na dzieci. Oparli się na ustawie o wolności słowa i dostępu do informacji „Freedom Act”.
I dzięki temu ujawniono, że związek zwany Tiomersalem (Timerosalem), nadal używany w szczepionkach np. grypowych podawanych nawet kobietom w ciąży i małym dzieciom, może powodować autyzm i inne zaburzenia rozwojowe i układu nerwowego.
Dr Hooker dzięki pomocy dwóch senatorów otrzymał po 10 latach starań dane dotyczące 400 tysięcy dzieci urodzonych pomiędzy 91 a 97 rokiem.
Dane te były przeanalizowane przez epidemiologów z CDC. Analiza tego materiału dowodzi jednoznacznie, że urzędnicy CDC wiedzieli o bardzo wysokim ryzyku zachorowań na autyzm, zaburzenia snu, zaburzenia mowy i o innych poważnych uszkodzeniach centralnego układu nerwowego związanych z rtęcią zawartą w preparacie zwanym „Tiomersal”. Wyniki analizy udowadniają niezbicie, że autyzm występował aż 7,6 razy częściej u dzieci narażonych na działanie Tiomersalu w okresie niemowlęcym.
Już w 99roku raport CDC uzasadniał twierdzenie, że istnieje związek pomiędzy zwiększonym ryzykiem zaburzeń neurologicznych a wysoką ekspozycją w pierwszym miesiącu życia na szczepionki zawierające Tiomersal. Dane te zostały utajnione przez najwyższych rangą urzędników CDC.
Jakby ktoś chciał sprawdzić, które szczepionki co zawierają, to polecam stronę stopnop.pl, gdzie jest bardzo dużo danych na temat szczepień, związków z autyzmem.
Jeszcze jest jedno źródło skażenie naszego organizmu rtęcią. I to źródło pochodzi z naszego talerza. I to są oczywiście ryby. Skażenie rtęcią mórz i rzek wzrasta, zatem tej rtęci więcej gromadzimy.
3 ryby uznano za szczególnie zagrożone, „nafaszerowane” rtęcią: tuńczyk, miecznik i rekin.
Jedna z amerykańskich aktorek mówi tak: „Jadłam tuńczyka 4 razy w tygodniu. Dostawałam ataków płaczu. Popadałam w depresję. Zaczęłam mieć problemy z pamięcią i zaćmienia umysłu.”
Tak jak wiele Hollywoodzkich gwiazd, także i ona była na diecie składającej się z niskotłuszczowych pokarmów i mnóstwa ryb. I wtedy zaczęły się jej problemy.
Gdy odkryła przyczynę stanu jej zdrowia (badania wykazały podwyższony poziom rtęci w organizmie), zmieniła dietę i w ciągu pół roku dolegliwości ustąpiły.
Oczywiście konsekwencje kontaktu z rtęcią mogą być dużo gorsze. Długotrwałe obcowanie z małymi dawkami tej substancji może prowadzić do poważnych zaburzeń neurorozwojowych zwłaszcza u dzieci.
Niektóre badania sugerują powiązania rtęci z chorobą Parkinsona, Alzheimera, autyzmem, ADHD, stwardnieniem rozsianym.
Rtęć jest podejrzewana o wywoływanie zaburzeń gruczołów dokrewnych, co może prowadzić do nieprawidłowego rozwoju układu rozrodczego i hormonalnego płodu i niemowląt. A to z kolei powoduje kolejne całe spektrum chorób.
Kontakt z większą dawką domowej rtęci może spowodować niewydolność nerek, utratę pamięci, choroby serca, uszkodzenie wątroby, raka, utratę wzroku i czucia, drgawki.
Możemy się pozbyć rtęci z organizmu. Możemy organizm oczyścić. Oczywiście wiele chorób czy dolegliwości, które nas trapią może mieć związek w ogóle z zanieczyszczeniem naszego organizmu rtęcią. O czym nie wiemy i może na to lekarz w ogóle nie wpaść.
Dr M. Hyman to jest szef i założyciel Instytutu Medycyny Funkcjonalnej w Stanach Zjednoczonych, zaczyna leczenie swoich pacjentów właśnie od eliminacji toksyn i alergenów z ich organizmów. Zajmuje się też leczeniem chorób autoimmunologicznych. Sam cierpiał wiele lat na zespół przewlekłego zmęczenia.
Dr Hyman mówi tak: „po wyeliminowaniu z organizmu rtęci, byłem jednak w stanie zwalczyć przewlekłe zmęczenie oraz inne problemy autoimmunologiczne. U mojej żony również pojawiły się objawy choroby autoimmunologicznej takie jak bóle stawów oraz zmęczenie. Zastosowaliśmy intensywną dietę oczyszczającą, która pomogła jej pozbyć się z organizmu metali ciężkich. I byliśmy w stanie zwalczyć wszelkie objawy. Podobnie stało się w przypadku wielu moich pacjentów.”
Dr Hyman opisuje też pacjenta, który przez lata cierpiał na krwawe biegunki i na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Oczywiście stosował specjalne diety wspomagające trawienie, jak podjął leczenie, ale nic mu nie pomagało. Dopiero pomogło mu wyeliminowanie z organizmu rtęci.
Dr Hyman pisze tak: „Ostatnio przyszła do mnie pacjentka, która cierpiała z powodu zmęczenia oraz zmian w mózgu spowodowanych przez stwardnienie rozsiane. Jej objawy wystąpiły całkowicie po usunięciu plomb zawierających rtęć oraz zastosowaniu diety oczyszczającej. Podczas kolejnego badania metodą rezonansu magnetycznego okazało się, że nie ma już żadnych objawów stwardnienia rozsianego.”
Triclosan
Chciałam jeszcze powiedzieć o środkach antybakteryjnych a mianowicie o triclosanie. One są w modzie. Wszystko prawie ma teraz środki antybakteryjne. I to są nie tylko środki czystości.
Ale w środkach czystości aż 90% związków może przyczyniać się do powstawania różnych chorób. I jednym z tych składników jest działający antybakteryjnie wszechobecny triclosan.
Znajdziemy go nie tylko w mydle do rąk, ale również w paście do zębów, w bieliźnie, ręcznikach, materacach, gąbkach, telefonach, deskach do krojenia, tkaninach, zabawkach no i oczywiście ta lista się nie kończy…
Z badań wynika, że używanie produktów przeciwbakteryjnych nie zmniejsza symptomów pojawienia się jakiejkolwiek choroby zakaźnej.
Naukowcy natomiast dowiedli związku między problemami zdrowotnymi u ludzi a coraz wyższym stężeniem triclosanu.
Triclosan przyczynia się do wzrostu oporności bakterii na leki i ich mutacji. I to jest ogromne zagrożenie.
Coraz więcej dowodów wskazuje na to, że triclosan to związek bioakumulatywny gromadzący się w tkance tłuszczowej zwierząt i ludzi oraz we krwi pępowinowej.
Szweckie badania ujawniły dość wysokie stężenie triclosanu w mleku matek, co było dużym zaskoczeniem.
U badanych myszy, związek ten spowalniał działanie układu nerwowego. U ryb wystąpiły zmiany o charakterze androgenicznym, czyli zmiana długości płetw i zachwiania proporcji względem płci.
Natomiast u żab wystąpiły zaburzenia czynności tarczycy. A to spowodowało nagłą przemianę kijanki w dorosłego płaza.
Więc stosowanie tych antybakteryjnych środków może mieć naprawdę poważne konsekwencje.
Autorzy wspomnianej wcześniej książki piszą: „Gruntowna analiza działania jednej tylko substancji może zająć naukowcom kilkadziesiąt lat badań. Nie wiemy, w jaki sposób wchodzą w interakcje między sobą, a tym bardziej z naszym organizmem, a w szczególności jak wpłyną na rozwijający się płód i jego mózg. Eksperci nie potrafią wyjaśnić, czy jeśli w wodzie występuje 20 różnych substancji rakotwórczych, to ryzyko powstania nowotworu też wzrasta 20 razy czy może 100 razy.”
To są wszystko pytania, na które nie mamy odpowiedzi, ale na pewno wiemy o ogromnych zagrożeniach i jedynym wyjściem jakie mamy, to jest po prostu mądre unikanie tych toksyn.
One są dopuszczone. One są w „normach”. Ale jak się okazuje to wszystko nie powinno mieć miejsca. Nasz świat tak jest skonstruowany, żyjemy w świecie przemysłowym, w świecie technologii, tego już nikt nie wycofa, wręcz odwrotnie, myślę, że tych toksyn będzie się pojawiało coraz więcej, ale przynajmniej tych kilka, o których powiedziałam można uniknąć albo zmniejszyć ich oddziaływanie na nasz organizm.
Jeszcze raz przypomnę, co możemy zrobić, a szczególnie chronić przed nimi nasze dzieci i kobiety w ciąży, bo na nich ten wpływ jest naprawdę tragiczny.
Mówiąc o kosmetykach pamiętajmy, żeby były to kosmetyki bez ftalanów, ale nie tylko, jest jeszcze więcej substancji w kosmetykach, które są dla nas bardzo niedobre. Są to na przykład tak zwane SLSy, parabeny, PEGi. Starajmy się używać kosmetyków bez tych związków w składzie. To jest dioksan, to są oleje mineralne i aluminium. To są takie główne składniki, jakie powinniśmy wyeliminować z kosmetyków. Czyli kupować inne.
Tak na marginesie wspomnę, że tylko 11% kosmetyków uznaje się za bezpieczne. Dlatego polecam kosmetyki ekologiczne.
Nie używajmy tych środków bakteriobójczych, triclosanu.
Jeśli chodzi o patelnie, garnki to starajmy się używać stalowe, emaliowane czy ceramiczne.
Używajmy pojemników szklanych zamiast plastikowych. A już na pewno nie podgrzewajmy w plastiku jedzenia w mikrofalówce. Ani w ogóle nie wystawiajmy na wysokie temperatury plastikowych pojemników.
Używajmy opakowania, pojemniki, butelki z napisem „BPA free”.
Uważajmy na zabawki dla dzieci, szczególnie na zabawki gumowe. Starajmy się dotrzeć do producenta, albo zapytać w sklepie, choć nie zawsze mogą wiedzieć, aby to były zabawki bez toksycznych substancji.
Jeśli chodzi o butelki dla niemowlaków i dzieci, to tak jak wcześniej wspomniałam, od 2011 roku nie są produkowane butelki z BPA, ale w sprzedaży wciąż można takie dostać, bo jeśli butelki były wyprodukowane przed 2011 roku, to one mogą się znaleźć w handlu. Dopiero zakaz produkcji jest od tego roku.
I jak mówiłam, polecam żywność ekologiczną, aby uchronić się przed wpływam pestycydów, przynajmniej z tej tak zwanej „brudnej dwunastki”.
I wyeliminujmy żywność i napoje z puszek, aby ten kontakt z bisfenolem A ograniczyć.
I na koniec życzę Państwu zdrowia!
Są to fragmenty wykładu „Toksyny wokół nas” Pani Katarzyny Lewkowicz-Siejki.
Jeśli potrzebujesz też zgubić zbędne kilogramy, to zobacz darmowe szkolenie.
DARMOWE SZKOLENIE
Jak odzyskać dawne ciało po urodzeniu dzieci i wyglądać fantastycznie?